fbpx
dolegliwości

Syndrom dnia wczorajszego – jak pozbyć się kaca (cz. 2)

Nastąpiło już przebudzenie: gruchanie gołębi za oknem jest jak warkot silnika starej łady, szelest liści latem lub spadający śnieg zimą odbija się echem w głowie, z powodzeniem zdany został test wody, sody, witamin, a nawet banana (jeśli wystąpiło niepowodzenie, zalecany jest powrót do łóżka i udawanie, że próba nie została podjęta, że jest jeszcze noc i wszystko będzie można zacząć od początku po krótkiej drzemce).



Czas na krok naprzód i kolejny etap doprowadzania się do ładu.

Kąpiel

Nie przejmuj się, jeśli proces z części pierwszej zajął ci dwa lub trzy razy dłużej, niż zazwyczaj. Odpocznij chwilę, a potem, gdy poczujesz, że już czas, udaj się pod prysznic. Chyba, że jesteś szczęściarzem i masz wannę. Letnia, krótka kąpiel z masażem zdziała cuda. Jest to okazja do dosłownego zmycia z siebie kaca. Woda zadziała odświeżająco, poczujesz się rześko, jako nowo narodzony. Może nie będzie to trwało długo, ale warto. Zrób sobie mały masaż, podziękuj organizmowi, że znosi takie wybryki. Pobudzi się krążenie, a to nastawi cię na działanie. Nie kombinuj z olejkami zapachowymi i kulami musującymi, może to źle wpłynąć na Twój ból głowy i żołądek.

Klin

W zależności od stopnia zatrucia,  potrzebne może być dodatkowe wsparcie. Zanim przyjdzie ochota na obiad, może być potrzebna pomoc w postaci klina. Klin to coś, co ma działać chwilowo, nie na dłuższą metę i polecany jest w przypadkach szczególnych, gdy masz wrażenie, że zagrożone jest twoje życie, bo pomimo kąpieli, wypicia wody, witamin i zjedzenia banana nie ustało drżenie rąk i kołatanie serca. „Czym się strułeś, tym się lecz” mawiają. Choć kieliszek wódki czy szklanka whiskey nie jest specjalnie zalecana, piwo lub dwa już bardziej. Znane są przypadki całkowitego ozdrowienia po spożyciu tego złotego trunku. Choć może się to wydawać niemożliwe i obrzydliwe, piwo lub radler w swojej łagodniejszej wersji może przywrócić apetyt, opanować drżenie, niepokój, a nawet ból głowy. Jeśli ktoś lubi sok pomidorowy, to wypicie krwawej mery również nie zaszkodzi. Należy jednak zwrócić szczególną uwagę na fakt, że może nas rozochocić do dalszego imprezowania, wskutek czego następnego dnia obudzimy się w jeszcze gorszym stanie. Klinowe piwo lub drinka należy potraktować jak lekarstwo.



Rosół

Klin to złoty trunek, a rosół złote danie. Lekarstwo na kaca naszych babć i mam, którego nie należy lekceważyć. Jeśli nie jesteś osobą zapobiegliwą i nie został on ugotowany dzień wcześniej, ani nawet nie przeszło Ci przez myśl, żeby kupić na niego składniki (przecież rosół gotuje się sam), to zamów go na wynos. „Kacowa niedziela” nie jest dniem, kiedy powinniśmy na sobie oszczędzać. No, chyba, że wczorajsze tango wypłukało nam kieszenie – wtedy zostaje polegać na współlokatorach, mamie lub zadowolić się zupką chińską. Wracając do samej zupy – od pokoleń rosół stosowany jest przede wszystkim na wzmocnienie organizmu. Rozgrzewa go i uspokaja żołądek, dostarcza łatwo przyswajalnych witamin, działa przeciwzapalnie. Jeśli starczy sił, można ugotować makaron, dokroić ugotowanej marchewki i zielonej pietruszki – wspaniały niedzielny obiad gotowy.

Spacer

Zjedzenie gorącego rosołu może nas skutecznie uśpić. Jeśli jednak tak się nie stanie, warto wybrać się na spacer. Świeże powietrze może zdziałać cuda. Zapewne mięśnie odmówią posłuszeństwa, jednak warto się zmusić, szczególnie, jeśli ma się w pobliżu las, park, skwer. Przyroda sprzyja w takie dni, a bliskość natury wiosną, latem, jesienią przyniesie ukojenie. Zimą siarczysty mróz również spełni swoje zadanie mocno odświeżając i otrzeźwiając. W gorące, upalne dni należy unikać przebywania na słońcu – nie podgrzewaj już i tak odwodnionego ciała, chyba, że na basenie siedząc w wodzie z czapką na głowie.

Wieczór

Nie wiesz kiedy, ale już nastał wieczór. Po spacerze można obejrzeć odmóżdżający film, serial lub program w telewizji. Popołudnie równie prawdopodobnie zostało przespane. Dawno tak nie cieszyłeś się na noc, prawda? Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby położyć się dziś wcześniej, tym bardziej, że jutro czeka kolejny dzień pełen wyzwań – bez pobłażania ;-).

Victoria Kozaczkiewicz

Jestem krytykiem i dziennikarzem z wykształcenia, z zawodu redaktorem, copywriterem z zamiłowania do słów. Wolne chwile spędzam w kuchni, social mediach i... w terenie. Jeśli nie siedzę przy komputerze, a w domu nie unosi się zapach świeżej zupy i pieczonego kurczaka, z pewnością można znaleźć mnie w lesie przykrytą warstwą liści, bo pasjonuje mnie birdwatching i fotografia przyrodnicza.

Skomentuj

Zostaw komentarz