fbpx
zdrowe relacje

(żeńska) Końcówka

Kiedyś, ktoś, gdzieś wspomniał o tym, że może raczej nie psycholog, a psycholożka, nie wykładowca, a wykładowczyni… – nie zapałałam do tego (mówiąc oględnie) nadmiernym entuzjazmem. No bo co to za wymysły? Jakieś, nowo-twory językowe, hybrydy przedziwne? Przecież nikt mnie nie będzie traktował z takimi określeniami zawodowymi poważnie. Pacjenci/tki, studenci/tki, czytelnicy/czki…  



  1. Męska końcówka – to brzmi fachowo

Psycholog – to brzmi profesjonalnie, a psycholożka? – to jakaś loszka? – że pozwolę sobie przytoczyć komentarz jednego z internatów. Pilot – jasne, ale pilotka? To przecież czapka. Literat – jasne – ale literatka? Ktoś polewa?

Na szczęście mamy coraz więcej pisarek, redaktorek, prezesek. Wciąż jednak –  gdy prowadzę szkolenia – spotykam się z wieloma kobietami określającymi siebie mianem: nauczycieli, trenerów, psychoterapeutów. Dlaczego? Znów w odpowiedzi posłużę się wpisem z internetu: „Nie po to kończyłam 8 lat medycyny + staże, żeby mnie teraz nazywać lekarką – jestem lekarzem!”.  Czyli rozumiem, że w określeniu lekarka, nauczycielka, psychoterapeutka –  jest coś umniejszającego, gorszego, ba niestosownego.

Dlaczego? Być może  powody staną się bardziej zrozumiałe, jeśli weźmiemy pod uwagę nie tak wcale długą historię emancypacji kobiet. Przykładowo najstarszy w Polsce uniwersytet – Jagielloński  (ufundowany w 1364 r.)  dopiero 500 lat później czyli w 1894 r. przyjął w swój poczet pierwsze studentki (całe 3!).  Zatem  nic dziwnego, że określenie „lekarka”  może być postrzegane jako swoisty (nowo)twór. Tym bardziej, gdy porównamy moment dopuszczenia kobiet do kształcenia z początkami tego zawodu sięgającymi co najmniej V wieku p.n.e. [okres życia  Hipokratesa „ojca medycyny”]. No bo kto to widział, kobieta lekarz? A fe!

Zatem bez dwóch zdań – męska końcówka dodaje prestiżu i uznania w oczach innych! (Freud przyklasnąłby temu radośnie – w swoim przekonaniu o nieusuwalnej zazdrości kobiet o członek ;).

  1. Męska końcówka = to forma bezosobowa

Kiedyś otrzymałam potwierdzenie zakupu  sukienki w sklepie internetowym, zaczynające się od słów: „Drogi kliencie”. Wystosowałam krótką odpowiedź, iż albowiem z tego, co mi wiadomo jestem jednakowoż klientką oraz, iż pewnie warto byłoby uwzględnić grupę docelową, której jestem przedstawicielką, by kierować do niej poprawne językowo komunikaty. Odpowiedź przyszła natychmiast. Dowiedziałam się z niej, że słowo „klient” to forma bezosobowa i jest określeniem uwzględniającym RÓWNIEŻ kobiety (dodam, dla nieuważnych że sklep kierował swoją ofertę GŁÓWNIE, jeśli nie TYLKO dla kobiet). Moja zdobyta jeszcze w klasie humanistycznej wiedza na temat podstawowych zasad języka polskiego – skonsultowana dla pewności z doktorantką na wydziale polonistyki – potwierdziła przypuszczenia, że forma klient – jest, a jakże męska. Bezosobowej, o ile mi wiadomo nie ma (Kliento?).

Zatem drogie Panie – to tylko nasze iluzje (jeśli nie histeryje)  – nikt nas z języka nie wyrzuca, tylko ubezosobawia. Oj tam, oj tam.



  1. Męska końcówka – a po co mi inna, nie muszę obnosić się ze swoją płcią

Jasne. Racja. Rozumiem niechęć do „się obnoszenia”. Tylko czy naprawdę tak jest? Czy – patrząc z drugiej strony – fakt, że w prasie, książkach, na znakach, uniwersytetach, podręcznikach – wszelkie komunikaty kierowane są do osób płci męskiej nie jest właśnie obnoszeniem? Tak widocznym, tak oczywistym, że przestałyśmy je dostrzegać? To się po prostu stało normą , że człowiek = mężczyzna.  A my zniknęłyśmy z języka (albo też nie pojawiłyśmy się w nim wcale) – nie liczymy się jako adresatki wypowiedzi.

A to nie koniec.

Słuchałam kiedyś nagrania relaksacyjnego z lektorką skierowanego do kobiet. W jednym z komentarzy pewien mężczyzna uskarżał się, że trudno mu się skupić na relaksacji, kiedy polecenia kierowane są do niego w formie żeńskiej. Że to nienaturalne (pominę już fakt, że relaksacja była kierowana do kobiet) i niepotrzebne, a nawet szkodliwe i dziwne. Poczuł się WYKLUCZONY  przez jedno nagranie, a my – w zalewie komunikatów w formie męskiej – WCIĄŻ SIĘ TAK NIE CZUJEMY – paradoks.

Zatem drogie Panie –  nie obnośmy się ze sobą. Pokory trochę, pokory…

  1. Męska końcówka = to bardziej wygodne

Ponownie nic tylko się zgodzić. Zmiany zawsze wymagają jakiegoś ruchu, energii, działania. Kiedy piszę ten tekst mam świadomość, że odbiorcami_odbiorczynami mogą być osoby różnej płci. Czasem przewrotnie zwracam się głównie do kobiet (traktując kwestię parytetowo ;)), staram się uwzględniać różne formy użytych określeń. I tak, to jest  MNIEJ WYGODNE. Tu i tam trzeba dodać końcówkę, tam i siam zastanowić się jaka byłaby forma żeńska (wyborca – wyborczyni?), czasem zacisnąć zęby przy trudnej do wymówienia formie (architektka – matkoooooo) – ale robię to, bo wiem, po co to robię. Po to byśmy zaistniały i doceniały swoją obecność także w języku. Czy to istotne? Czy jest o co kruszyć kopie? Pomyślmy…

Język jest sposobem, w jakim formułujemy myśli, sposobem na komunikację z innymi.

Jeśli przyjmiemy i zgodzimy się, że w słowach odbija się i kształtuje obraz świata – to czy nie warto jednakowoż zawalczyć w nim o swoje miejsce?

 

Jak drogie Panie myślicie?

Ewa Kruchowska

psycholożka dzieci i młodzieży, psychoterapeutka w trakcie czteroletniego szkolenia w nurcie CBT, trenerka kompetencji miękkich w tym Kreatywności i Kreatywnego Rozwiązywania Problemów, certyfikowana trenerka WenDo - samoobrony i asertywności dla kobiet i dziewczynek, wykładowczyni. Właścicielka i psycholożka Gabinetu Pomocy Psychologicznej i Rozwoju Osobistego „Do siebie” w Nowym Targu www.ewakruchowska.pl. Członkini Zespołu Interdyscyplinarnego ds. Przemocy. Pracuje w Punkcie Informacji i Wsparcia dla Osób Uwikłanych w Przemoc w Nowym Targu, w Gminnym Punkcie Konsultacyjnym ds. Profilaktyki, Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Narkomanii oraz jako wykładowczyni w Państwowej Podhalańskiej Wyższej Szkole Zawodowej. Współautorka czterech monografii naukowych. Specjalistka Zdrowego Zdrowia

Skomentuj

Zostaw komentarz