„Nie ma miłości bez zazdrości” – w tym powiedzeniu zawarte jest przekonanie, że zazdrość jest czymś jak najbardziej naturalnym, gdy kocha się drugą osobę. Co więcej, niektórzy uważają, że jest tym większa, im większe jest uczucie. Zazdrość staje się wtedy probierzem miłości, a jej nieobecność może nasuwać podejrzenia o niewielkim zaangażowaniu. Niestety, idąc tym tropem doszlibyśmy do przekonania, osoby cierpiące z powodu patologicznej zazdrości partnera objawiającej się ciągłą kontrolą, inwigilacją, lub podejrzeniami o niewierność żyją w związku po brzegi wypełnionym miłością. A to już jest kwestią mocno dyskusyjną. Jak więc z tą zazdrością jest?
Zazdroszczę – więc staram się
Tak jak każda inna emocja, także zazdrość niesie ze sobą pewien potencjał i informację. Jeśli odczuwam zazdrość o partnerkę/ra być może z jakiegoś powodu nie czuję się pewnie w związku, może mam wrażenie, że z jakiś powodów oddalamy się od siebie? Taka świadomość może stać się impulsem do przyjrzenia się własnym działaniom, emocjom oraz jakości tworzonej relacji, prowokując chęć poprawy tego stanu. Niewielka dawka zazdrości może być nawet ożywcza dla związku, ale pod jednym istotnym warunkiem, gdy mobilizuje nas samych do bycia lepszymi. Jeśli sprawia, że „nie spoczywamy na laurach”, zabiegamy o partnera/kę, dbamy o samych siebie i relację – może uchronić nasz związek przed wpadnięciem w zgubne koleiny rutyny. Kwiaty bez okazji, randka w restauracji zamiast kolacji, schludne ubranie zamiast wytartych “podomowych dresów”? – takiej reakcji na zazdrość większość z nas radośnie przyklaśnie.
Zazdroszczę – więc Cię kontroluję
Toksyczna zazdrość wygląda jednak całkiem inaczej – opiera się na chęci kontroli, a wręcz zawłaszczenia drugiej osoby. Jej przekaz jest całkiem inny: To nie ja mam się zmienić i starać, tylko ty. Druga osoba zaczyna być traktowana jak przedmiot, coś co ma się na wyłączność, na swoich prawach i zasadach. Taka zazdrość rani (pojawiają się wyrzuty, podejrzenia o niewierność, epitety i wyzwiska), zastrasza (coraz częstsze są napady złości przeplatające się z miodowymi miesiącami, kiedy pozornie „wszystko dobrze”), a wręcz zabiera powietrze (codziennością staje się konieczność „meldowania” swoich aktywności poza domem, kontrola poczty, telefonu, rozliczanie każdej rozmowy…). Bardzo często toksyczna zazdrość jest także pierwszym objawem przemocy. Nie padły jeszcze żadne groźby ani ciosy, ale stopniowo daje się odczuć zaciskającą się pętlę kontroli i nieufności ze strony partnera. Co więcej mimo ponawianych zapewnień o wierności, a nawet zgody na inwigilację telefonu, szafy i poczty, w skrajnych wypadkach nawet zgody na to, by dom stał się aresztem – nic się nie zmienia. A raczej zmienia się, tylko na gorsze. Pętla zaciska się coraz bardziej.
Nie dajmy się zwieść ludowym „mądrościom”. Zaufajmy swoim odczuciom.
Czy obecna w naszym związku zazdrość jest iskrą, która rozpala ogień, czy pożarem po którym zostają tylko zgliszcza?
Skomentuj